niedziela, 12 sierpnia 2012

A co na to lekarz?

Dzieci są po to, aby się nimi przejmować - to dobre podsumowanie pierwszych tygodni życia naszego brzdąca. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał rozwiązywać zawikłane kwestie typu "to opryszczka, czy potówki?" albo "czy już sobie odparzył, czy to tylko skóra czerwona?". Zawsze znajdzie się coś, czym będzie można się choć chwilę pomartwić. Choć - odpukać w niemalowane - najczęściej są to rzeczy drobne, zdarzało nam się również poprzejmować na większą skalę.

Ile razy dziennie maluch powinien jeść? Według pani pediatry oraz naszej położnej, co najmniej osiem razy dziennie. Ile nasz jadł? Nie więcej niż sześć. Dobudzić i nakarmić?

Nigdy nie zapomnę pewnej sytuacji ze szpitala. Mały tak był zaspany, że nawet przebrać się go udało w kompletnej ciszy. Jak go obudzić aby nakarmić? Zgodnie ze wszystkimi prawidłami sztuki po przebraniu już powinien nie spać. Tak uparcie twierdziła szpitalna pani położna. Ostatecznie zaczęliśmy przecierać ręce i nogi małego mokrymi chusteczkami, aby go obudzić. Mały płynnie przechodził ze snu w płacz, a gdy tortura mokrą chusteczką ustawała - równie płynnie z płaczu w sen. :) Jak tu obudzić malucha? Takich rzeczy nie uczyli w szkole rodzenia... ;)

Ostatecznie po drugim tygodniu pojechaliśmy z małym na ważenie. I co? W dwa tygodnie przybrał na wadze pół kilo! Średnia socjalna - jak to z humorem podsumowała pani pediatra - to 750 gram w miesiąc. Byliśmy dumni. I z małego i z siebie.


Przy dziecku nawet tak banalna (z pozoru) rzecz jak jedzenie urasta do rangi istotnego tematu. Dieta kobiety karmiącej jest jedną z bardziej restrykcyjnych, jakie w życiu widziałem (a widziałem już parę z dietą bezglutenową włącznie). W związku z tą dietą (oraz poniekąd wizytą u dietetyczki praktykującej kuchnię dalekowschodnią) dokonaliśmy paru odkryć kulinarnych. Ot, drobne rzeczy które w kuchni wykorzystać może każdy.

Po pierwsze - tahina sezamowa. Może i zawiera o rząd więcej wapna niż mleko, ale nie jest to głównym powodem, dla którego u nas w kuchni zawitała... i już zostanie. Tahina (czy jak kto woli tahini) jest po prostu pyszna. Wymieszana z miodem ma smak chałwy i świetnie nadaje się np. jako pasta do smarowania pieczywa.

Po drugie - miso. W wyniku fermentacji soi uzyskuje się dwa produkty. Sos sojowy (w naszej kuchni dobrze znany) i stałą masę, która nie rozpuściła się w sosie - miso. To taka naturalna "kostka rosołowa", tylko że smaczna.

Po trzecie - kombu. Glon rosnący w oceanie. Działa przeciwwzdęciowo i powinien być dodawany do wzdymających potraw, by uniknąć kolek u dzieci. Alternatywnie można wzdymających potraw po prostu nie jeść. ;) Do tej pory w swojej kuchni wykorzystywałem co najwyżej glony wakame (zupy) lub nori (sushi). Kombu jak do tej pory dodawałem głównie do sosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz